Efekt uboczny artysty
Relacja opublikowana na łamach Tygodnika OKO, w numerze 21/2021 z dn. 4 listopada 2021:
25 października Kawiarnię Kulturalną odwiedziło niewielkie grono osób, które postanowiły najwyraźniej dowiedzieć czemu, u licha, aktorstwo miałoby być efektem ubocznym artysty, jak stało w zapowiedzi spotkania z Marcinem Masztalerzem. Jak miało się okazać, aktor nie przygotował łatwiej, błyskotliwej odpowiedzi, zapraszając zamiast tego do miejsca, gdzie takie dictum tłumaczy się samo przez siebie.
Jedna drobna postać aktora, kilka osób na sali. Sporo wzajemnej ciekawości, trochę obaw, dużo życzliwości. Są aktorzy, którzy dobrze wypadają na kanapie u Kuby Wojewódzkiego, są też tacy, którym taki krzykliwy bieg rzeczy od pięty do puenty raczej by nie służył. Zgadujemy, że Marcin Masztalerz należy do tej drugiej grupy: wyciszony, pozbawiony prób budowania napięcia styl, w jakim prowadził spotkanie, wynikał chyba z ciągłej wewnętrznej refleksji i pragnienia udostępnienia jej zebranym w formie możliwie nieprzetworzonej.
Nie dowiedzieliśmy się wiele o aktorskim warsztacie czy zapleczu, nie usłyszeliśmy efektownych anegdot. Padło za to wiele pytań, przy czym kierowane były one w obie strony, bo wyglądało na to, że aktor jest tak samo ciekaw myśli zebranych, jak oni jego. Kim jest aktor, dlaczego porusza nas coś, o czym wiemy, że jest przecież fikcją i czemu porusza bardziej, gdy obcujemy z aktorem żywym i obecnym, a nie jedynie nagraniem jego postaci i głosu? Czym jest ta niewidzialna, niezależna od scenariusza więź, która niesie aktorów, gdy współpraca układa się dobrze? Dla kogo gra aktor i co to znaczy, że zagrał “źle”?
Marcin Masztalerz wiele razy podkreślał, że ma na myśli SWÓJ teatr i nie rości sobie pretensji do wygłaszania prawd uniwersalnych. Jego teatr natomiast to przestrzeń intymna i ciepła, związana ze wzajemną życzliwością i zaufaniem. Nie gra gniewem, negatywnymi emocjami, wytwarzaniem poczucia izolacji. Można to robić… ale to już były inny efekt uboczny, teatr innego artysty.